Uwaga, system nie działa

Uwaga, system nie działa. Takie hasło użyli Autonomiczni Nacjonaliści z grupy Narodowy Rzeszów na tematycznym banerze z informacją o awarii systemu III RP. Trudno się z nimi nie zgodzić. System nie działa, to widzi każdy. W poprzednim tekście pisałem, że polska policja, nie jest służbą dla obywateli, tylko służbą przeciwko nam. Są zwykłymi popychadłami i sługusami swoich mocodawców z ministerialnych ław. Ministrowie natomiast znowu mają swoich mocodawców za „wielką wodą” oraz na Bliskim Wschodzie. Na potwierdzenie moich słów może być fakt, że po zamordowaniu prezydenta Gdańska, aresztuje się ludzi za krytykę p. Adamowicza. No cóż, niestety w tych kwestiach rzadko nie mam racji.
Jednak ten tekst chciałem poświęcić innemu problemowi, który mnie trapi. Problemowi, który jest rakiem toczącym skażoną krew przez krwiobieg naszej, upodlonej przez demoliberalny system, Ojczyzny. Miałem wątpliwą przyjemność przekonać się na własnej skórze, jak wygląda u nas w kraju leczenie chorych ludzi. Na kolejki narzeka każdy z nas. Bo komu uśmiecha się czekać w kolejce w przychodni na wizytę kilka miesięcy? Oczekiwanie kilku godzin jest męczące, zwłaszcza jeśli czujemy się poważnie chorzy. Nawet zwykła wizyta u lekarza pierwszego kontaktu – internisty, nie zawsze jest możliwa, w wielu przychodniach trzeba oczekiwać nawet około tygodnia na wizytę. U mnie w przychodni wygląda to tak, że zapisy możliwe są z jednodniowym wyprzedzeniem – tylko i wyłącznie. No niby poprawnie, ale co w sytuacji, gdy jakaś dolegliwość dopadnie nas w nocy? No wtedy trzeba liczyć na łaskę lekarza i prosić by przyjął nas bez kolejki. Nie zawsze jednak to się udaje. Więc wiele osób sobie żartuje, że ciężko jest zaplanować urlop, ale jeszcze ciężej chorobę.
Sam, jak już wspomniałem, przekonałem się jak wygląda tzw. „służba zdrowia”. Opiszę w drobnym skrócie moją z nią przygodę. Skarżyłem się na ból dolnych pleców i pani doktor skierowała mnie na badania pod kątem choroby nerek. Termin badania ultrasonografem był wyznaczony na grudzień – trzy miesiące od wizyty. W oczekiwaniu na badanie raz byłem na stacji pogotowia, gdzie dostałem zastrzyk. Jednak już następnego dnia zabrała mnie karetka z ulicy do szpitala. Tam po 4-godzinnej batalii z lekarzami stwierdzono z całą stanowczością, że nie wiedzą co mi jest, ale na pewno to nie nerki, więc odesłali mnie do neurologa. Po oczekiwaniu dwóch tygodni na wizytę dostałem skierowanie na rezonans magnetyczny. Dzwonię więc się zapisać na badanie, był to jakoś na początku listopada, a pani mi mówi, że może mnie „wcisnąć” na 26 listopada. Ucieszyłem się więc bo to tylko trzy tygodnie, jednak pani szybko zgasiła mój entuzjazm, informując mnie, że to chodzi o… przyszły rok. Zdecydowałem się zrobić to badanie prywatnie i udało się to załatwić bardzo szybko. Kolejnym krokiem była następna wizyta u neurologa. Czas oczekiwania 4 miesiące. Dość, pomyślałem i postanowiłem znów wyłamać się ze swoich przekonań i pójść do lekarza prywatnie. Czas oczekiwania skrócił się z czterech miesięcy do czterech dni. Muszę Wam przytoczyć rozmowę z panią z recepcji, ponieważ ukazuje ona w piękny sposób problem, jaki poruszyć chcę w tym tekście.
-To ja zapiszę pana na poniedziałek na godz. 18:00, pani doktor przyjmuje niby do 18, ale na pewno pana przyjmie.
– Dobrze, może być.
-Chociaż wie Pan co… Na 18 już jest dwoje pacjentów, to proszę być o 17:55. Pani jest szybka więc zdąży z trzema pacjentami w pięć minut.
Oczywiście, nie chcę podać nazwiska i nazwy przychodni z wiadomych względów. Na tym na razie kończy się moja „przygoda”.
Teraz kilka słów o tym, o co mi tak właściwie chodzi. Nasz system, który wiele razy powtarzałem, jest przegniły, zniszczony, dziurawy, a przede wszystkim wrogi nam – zwykłym ludziom. Jest on zbudowany na pewnych filarach. Jednym z nich jest Konstytucja, którą zasłania się w zasadzie każda siła w parlamencie. Więc przytoczę tu jej fragment:
Art. 68. Prawo do ochrony zdrowia
1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia.
2. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa.
Każdy kto jest legalnie zatrudniony, każdy kto ma status ucznia czy studenta, czy nawet bezrobotni, z prawem czy bez prawa do zasiłku, zarejestrowani w Urzędzie pracy, jest ubezpieczony i ma prawo do darmowej opieki medycznej. W teorii brzmi to wspaniale, jednak niestety to jest tylko teoria. Teoria ponieważ, jak już wspomniał i wykazałem zabójcze w tej naszej papierowej służbie zdrowia są kolejki. Kolejki na wizytę u doktora, kolejki na zabiegi, na badania, na operację. Kolejki na wszystko. To nam się źle kojarzy, stanie w kolejce. Nikt ich nie lubi. No wyjątkiem może być kolejka górska, ale to zupełnie co innego. Przykładowo emerytka ze Słupska ma wyznaczoną operację prawej ręki na 2026 r. Kontuzji nabawiła się pracując wiele lat jako listonosz. Tak odwdzięcza się nasze państwo za trud jaki wkładała ta pani w codzienną, żmudną i ciężką prace. We Wrocławiu na operację zaćmy rekordzista czeka już 4 lata, została mu jeszcze tylko dekada. Tak, czas oczekiwania to 14 lat! To brzmi wręcz kuriozalnie. Nie chce się po prostu w to uwierzyć, ale wystarczy samodzielnie zderzyć się ze służbą zdrowia, by dowiedzieć się, że ten ponury żart, to smutna rzeczywistość wielu z nas. To tylko dwa przykłady kuriozalnych kolejek. Mój rok czekania na badanie wydaje się być przy tym czymś błahym. Jednak takie sytuacje to codzienność setek tysięcy pacjentów.
Jest na to ratunek. Niestety nie na kolejki tylko na jedną kolejkę, tę naszą kolejkę. Mianowicie wizyty prywatne. Żeby była jasność, wizyta taka pomaga tylko w przeskoczeniu kolejki i szybszym powrocie do zdrowia. Tylko w tym, a niestety wizyty takie pogłębiają problem kolejek do lekarzy. Więc dla mnie są ostatecznością. Mało tego prywatna służba zdrowia (choć w tym wypadku ciężko w ogóle mówić o jakiejś służbie. To wydaje się być zwykły biznes. Tak, określenie „biznes zdrowia” pasuje to idealnie), klasyfikuje pacjentów na lepszych i gorszych. Już samo podejście lekarza do pacjenta prywatnego jest zupełnie inne. Lekarz jest milszy, z większym zaangażowaniem podchodzi do swojego pacjenta. Jak wygląda wizyta na tzw. kasę chorych, każdy wie. Tutaj najprostszym przykładem i najpowszechniejszym są lekarze stomatolodzy. Prywatnie „zrobi zęba” z zegarmistrzowską precyzją. Wizyta darmowa skończy się na wstawieniu najtańszej „czarnej” plomby, która wyleci po kilku miesiącach, zmuszając nas do kolejnej wizyty, w której już będziemy raczej chcieli zainwestować w „lepszy produkt”. Czy tutaj właśnie nie jest łamana Konstytucja? Pytanie kieruję do tych jej zagorzałych obrońców, którzy szafują sobie wybiórczo jej artykułami, wystawiających samych siebie na pośmiewisko i ostracyzm wśród myślącej i szanującej zasady logiki części społeczeństwa.
Dodatkowo prywatna służba zdrowia pogłębia problem kolejek do lekarzy specjalistów. Dzieje się tak dlatego, że lekarze prywatnie, bardzo często przyjmują w tych samych gabinetach, w których przyjmują na Narodowy Fundusz Zdrowia. Zajmując w tym czasie gabinet lekarzowi z powołania. Tak samo biznesmeni w białych fartuchach, specjalnie ustalają sobie wizyty pacjentów co 30 minut (oczywiście pracując w ramach NFZ), co zdecydowanie zmniejsza ilość pacjentów, którzy mogą być przyjęci w danym dniu. Inaczej wygląda przyjmowanie pacjentów – klientów. Jak pokazuje moja historia, można trzech pacjentów przyjąć w ciągu pięciu minut. Chcieć to móc! Tak samo za skandaliczny, uważam fakt, że pracują oni na sprzęcie szpitalnym, czy należącym do przychodni. W każdym razie jest to sprzęt należący do Narodowego Funduszu Zdrowia. Jest to sytuacja skandaliczna, gdyż sprzęt jest wtedy blokowany, na tej samej zasadzie co gabinety w przychodniach, czy nawet i w szpitalach.
Czemu zatem nasi rządzący pozwalają na takie praktyki? Naprawdę, czuję się pokrzywdzony taką sytuacją. Co miesiąc ja, Wy, czy miliony osób co miesiąc opłacają składkę ZUS na ubezpieczenie i co nam to daje? W zasadzie nic. Wiadomo, że najlepiej byłoby w ogóle nie chorować. Wtedy nie czułbym do nikogo żalu, że nie wykorzystuje tego ubezpieczenia. Jednak jeśli przydarza się taka konieczność, to czemu muszę płacić dwa razy? Każdy z nas ma pewne zobowiązania finansowe. Kredyty, pożyczki, alimenty czy raty za samochód, a niestety koszty prywatnych wizyt lekarskich nie są niskie, więc nie każdy może sobie na taki komfort pozwolić. Czy to nie jest, aby przykład skrajnej nierówności społecznej? Każdy mówi, że trzeba zaorać Narodowy Fundusz Zdrowia, żeby uleczyć sytuację w służbie zdrowia. Otóż nie, trzeba zaorać prawo, które zezwala na takie praktyki, trzeba zaorać cały „biznes zdrowia”. Bo to on jest winien zaistniałej sytuacji.
Karol Ozga,
Praca Polska Radom