Strona główna > Artykuły

Fałszywi przyjaciele Wenezueli

Opublikowany 9 lutego 2019

Ingerencje USA w wewnętrzne sprawy krajów Ameryki Łacińskiej nie są niczym nowym.  Zawsze gdy któryś z tamtejszych krajów chciał się wyłamać spod ich dominacji, lub miały tam miejsce procesy zagrażające interesom amerykańskich korporacji, musiał się liczyć z wrogą postawą Stanów Zjednoczonych. Wystarczy przypomnieć wydarzenia z 1928 roku, kiedy to Waszyngton wymusił na rządzie Kolumbii krwawe zdławienie strajków w United Fruit Company, dzisiaj Chiquita Brands International.  Masakry tej, w której, według niektórych szacunków mogło zginąć nawet trzy tysiące ludzi, dokonano tylko dlatego, że pracownicy domagali się obowiązkowych ubezpieczeń zdrowotnych, odszkodowań za wypadki w pracy, lepszych warunków w kwaterach pracowniczych i sześciodniowego tygodnia pracy.

Zamachy stanu należały do jednych z częściej stosowanych przez Amerykanów narzędzi, którymi podporządkowywali sobie państwa tamtego regionu.  W 1945 roku w Gwatemali, po latach kolejnych proamerykańskich marionetkowych rządów przeprowadzono pierwsze demokratyczne wybory. W ich wyniku do władzy doszedł Juan José Arevalo realizujący prospołeczny program, inspirowany rooseveltowskim Nowym Ładem.  Jego następca Jacobo Arbenz kontynuował ten kurs. W Gwatemali jak i w pozostałych krajach regionu istniały ogromne dysproporcje społeczne mające swoje korzenie jeszcze w czasach kolonialnych.  Dwa procent najbogatszych posiadało na własność trzy czwarte gruntów, przy czym większość chłopów żyła w głębokim ubóstwie. Aby wyciągnąć Gwatemalczyków z biedy Arbenz przeprowadził umiarkowaną reformę rolną, w której to rozparcelowano za odszkodowaniem nieużytki liczące ponad 272 ha i przekazano te ziemie chłopom. Wywłaszczenie objęło 1710 majątków ziemskich.  Największym posiadaczem ziemskim było wspomniane wcześniej United Fruit Company. Firmie tej nie w smak były zmiany zachodzące w środkowoamerykańskiej republice.  Po pierwsze cieszyła się dużymi przywilejami ze strony poprzednich rządów, takimi jak ulgi podatkowe czy otrzymanej ziemi w 99-letnią dzierżawę. Drugim z powodów był nowo wprowadzony kodeks pracy. Gwarantował on pracownikom prawo do strajków między innymi w przypadku, gdy warunki bezpiecznej pracy nie byłyby spełnione. Po trzecie według korporacji sama reforma rolna uderzała w interesy tego przedsiębiorstwa. United Fruit Company rozpoczęło wśród amerykańskich polityków kampanię lobbingową mającą skłonić ich do zaangażowania się w ochronę przywilejów tego przedsiębiorstwa w Gwatemali.

Po dojściu Dwighta Eisenhowera do władzy kierownictwo amerykańskie podjęło decyzję o przeprowadzeniu zamachu stanu w tej środkowo amerykańskiej republice.  W 1954 roku lojalny wobec stanów Carlos Castillo Armas na czele przeszkolonych w USA bojówkarzy przekroczył granicę od strony Hondurasu. Armas miał ze strony swoich mocodawców wsparcie nie tylko militarne, ale również propagandowe.  Korpus oficerski w krajach Ameryki Łacińskiej często wywodził się z właścicieli ziemskich, także wiele oddziałów przeszło na stronę puczystów. W obliczu tych wydarzeń, prawowity prezydent Arbenz był zmuszony do zrzeczenia się urzędu i wyjazdu za granicę.  Po dojściu do władzy Armas wycofał się ze wszystkich prospołecznych reform zrealizowanych przez poprzednie rządy, a kraj pogrążył się w długoletniej wojnie domowej, w której zginęły setki tysięcy Gwatemalczyków.

Pisząc o zgubnym wpływie Waszyngtonu na Amerykę Środkową, nie sposób nie wspomnieć o wpieraniu przez nich bojówek Contras.  Oddziały te przeprowadziły szereg akcji terrorystycznych wobec ludności cywilnej Nikaragui, rządzonej wówczas przez lewicowy Sandinistowski Front Wyzwolenia Narodowego, obejmujących morderstwa, tortury, gwałty i podpalania.

Teraźniejsze działania Amerykanów wobec Wenezueli są kontynuacją tej imperialistycznej polityki.  Kraj ten jest dla nich tym smaczniejszym kąskiem, że posiada ogromne zasoby ropy naftowej.  Tak jak 65 lat temu United Fruit Company w przypadku Gwatemali, tak dziś to firma z branży paliwowej – ExxonMobil lobbuje za agresywną polityką wobec Wenezueli. Właśnie te przedsiębiorstwo kontrolowało wenezuelskie złoża ropy przed nastaniem rządów Chaveza.  Swego czasu dyrektorem tej spółki był Rex Tillerson – były już sekretarz stanu w rządzie Donalda Trumpa. To on był jednym z głównych orędowników nałożenia sankcji na wenezuelski przemysł naftowy.  Korporacja ta corocznie wydaje miliony na lobbowanie wśród amerykańskiego establishmentu. W 2016 roku dotowała kampanie między innymi takich polityków jak Marco Rubio, Ted Cruz, Hillary Clinton czy Donald Trump.  Juan Guaido jest z kolei dzisiejszym odpowiednikiem Carlosa Armasa, skrojonym oczywiście na potrzeby współczesnej propagandy, która polega na sprzedawaniu opowieści o dzielnych demokratach stawiających czoła okrutnym dyktatorom.  W istocie jest jednak tym samym, czyli pionkiem mającym realizować amerykańskie interesy. Jednym z bardziej ciekawych smaczków w biografii Guaido jest to, że ukończył kurs zarządzania politycznego na George Washington University – uczelni współpracującej z CIA. Dodatkowo specjalnym wysłannikiem USA ds. Wenezueli został Elliott Abrams, były asystent sekretarza stanu w administracji Ronalda Regana. Był on odpowiedzialny za tuszowanie licznych zbrodni popełnianych przez proamerykańskie reżimy i finansowane przez Waszyngton bojówki.  

Oczywiście chaviści podczas swoich rządów popełnili wiele błędów, najważniejszym z nich było uzależnienie swojej polityki społecznej od cen ropy i zaniechanie dywersyfikacji dochodów kraju w czasach gospodarczego prosperity.  Nie można jednak patrzeć na sytuacje w tym kraju bez szerszego kontekstu.  Samego Chaveza do władzy wyniosło niezadowolenie społeczne wywołane neoliberalnymi reformami jego poprzedników, które to spowodowały, że wielu Wenezuelczyków popadło w ubóstwo. Same reformy polegały między innymi na prywatyzacji państwowych spółek, jak również na podwyższeniu podatków mniej zamożnym przy obniżeniu podatków najbogatszym. Za rządów Chaveza pieniądze z ropy nie były transferowane za granice, lecz wydawane między innymi na takie cele jak budowanie szkół i bezpłatna opieka dentystyczna.

Powiększający się dystans między gospodarką Wenezueli, a gospodarkami państw rozwiniętych, także nie jest niczym nowym. Zjawisko to ma swoje korzenie jeszcze w początkach dwudziestego wieku i wynika z tego, że gospodarki oparte na surowcach z biegiem lat coraz mniej się liczyły na rzecz gospodarek opartych na wysoko rozwiniętych technologiach.

Nie ma co się łudzić, że Amerykanom zależy na dobru Wenezuelczyków. W krajach Ameryki Środkowej, takich jak Honduras czy Gwatemala, gdzie rządy są podporządkowane Waszyngtonowi, a neoliberalne gospodarki są zdominowane przez amerykański kapitał, ludzie żyją w niesamowitej biedzie. Dobrym wyznacznikiem sytuacji w tych krajach jest fakt, że mają współczynnik emigracji jeszcze wyższy niż Wenezuela.

Obecnie, w przededniu potencjalnego przewrotu, gdy szereg państw obozu zachodniego w tym Polska uznały uzurpatora Guaido, a prezydent USA zastanawia się nad interwencją zbrojną w Wenezueli, warto pamiętać krwawą historię Ameryki Łacińskiej.  Prawdziwe intencje tych, którzy najbardziej dzisiaj pozują na przyjaciół ludu Wenezueli są znane. Nie ma w nich humanitaryzmu, na który się dzisiaj tak często powołują, a jest żądza zysku za wszelką cenę. 

JO,

Praca Polska Warszawa