Strona główna > Artykuły

Podziemie miało wiele korytarzy

Opublikowany 28 lutego 2019

Tematyka „Żołnierzy Wyklętych” jest mi znana od dzieciństwa. Od zawsze interesowałem się historią i z tego zainteresowania wynikało moje, w zasadzie bardzo wczesne zaangażowanie w politykę. Kiedy rozpoczynałem swoją działałność społeczno-polityczną, antykomunistyczne podziemie lat 1944-1953, było czymś zupełnie nieznanym dla mas. Jego temat przewijał w zasadzie wyłącznie w debatach historyków oraz znajdował się w orbicie zainteresowań prawicy narodowej, która szukała w „Wyklętych” nowego mitu do walki z postkomunistycznymi elitami III RP.

 Istotnie, żołnierze walczący po II Wojnie Światowej w polskich lasach z formacjami komunistycznymi są bronią, którą można uderzać w postkomunistyczną część polskiej klasy politycznej. Ze względu na swoje bankructwo w roku 1989 trudno jest się jej w tej sprawie bronić przed zarzutami o krwawą rozprawę z podziemiem, dokonaną zresztą w wielu przypadkach przez ich bezpośrednich przodków.

Jednakże czy „Żołnierze Wyklęci” są skutecznym orężem walki ideowej, a zarazem takim, które nie zostawia, w obszarze świadomości społecznej, lejów zbyt trudnych do zasypania po ewentualnym zwycięstwie?

Polityka rządzi się swoimi prawami i na wstępie chciałbym rozwiać pewne idealistyczne aspiracje, przejawiane w obszarze tej części najnowszej historii Polski przez wielu sympatyków podziemia antykomunistycznego. Nie, polityka ze swojej definicji jest walką o interes określonych grup społecznych, takich jak np. naród i w żadnym razie nie polega na upominaniu się o „prawdę historyczną”. Takie pojęcie obiektywnie w niej nie funkcjonuje i najwyżej na poziomie społecznym możemy mieć z nim do czynienia. Natomiast w normalnej polityce trudno byłoby uznać coś takiego jak „prawda historyczna” za fakt czy argument, ponieważ tego typu wzniosłe hasła zostaną w niej natychmiast przykryte postulatami odwołującymi się do rzeczywistego bytu materialnego oraz skontrowane, przez zagrożone nim grupy społeczne, ich zupełnie odmiennymi „prawdami historycznymi”.

To co historycy mogą, na ogólnym poziomie akceptacji dla społeczeństwa, ustalić na podstawie źródłowych dokumentów i opisów świadków danych wydarzeń nie znajduje przełożenia na język polityczny. Oczywiście poza, ocierającym się o profanacje machaniem określonym sztandarem sprawy dla osiągnięcia wyżej wspomnianych bardziej przyziemnych celów i interesów.

Zręczny polityk sprawy narodowej i socjalnej może przypominać zbrodnie niemieckie z czasów II Wojny Światowej dla wzmocnienia swojego stanowiska negocjacyjnego w targach o określone ustępstwa gospodarcze z władzami Niemiec, ale obie strony doskonale wiedzą, że te zdarzenia, poza obszarem emocji i pamięci narodowej, nie mają już przełożenia na dzisiejszy bieg wydarzeń.

Tak samo sprawa tyczy się „Żołnierzy Wyklętych”, którzy niewątpliwie w obszarze społecznych, oczywiście po wnikliwym przeanalizowaniu przebiegu ich życiorysów oraz działań zbrojnych, zasługują na pamięć i szacunek, ponieważ swoją straceńczą walką bez wątpienia przyczynili się do złagodzenia terroru stalinowskiego w początkowym etapie tworzenia się Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Pełnili oni w latach powojennych rolę „bata”, który przypominał o konsekwencjach zbyt ostrego traktowania Polaków przez tworzący się aparat państwa komunistycznego.

Wielu z nich było tym „batem” z konieczności, gdyż wiedzieli, że po ujawnieniu dostaną karę śmierci, a jeszcze więcej po prostu chciało walczyć z narzuconą Polsce, ustaleniami aliantów, władzą PPR, która rządziła w oparciu o sowieckie służby. Ci pierwsi walczyli z reguły do śmierci lub rzadziej do ucieczki na Zachód, a ci drudzy masowo ujawniali się w kolejnych ogłaszanych amnestiach i z reguły po przejściu drogi więziennej wracali do normalnego życia, choć w zupełnie nowych warunkach społeczno-ekonomicznych.

Czy można zatem propagować ich, zawiłą i niejednoznaczną w wielu przypadkach, historię abstrahując od politycznego kontekstu tej sprawy i aktualnych warunków panujących w Polsce? Moim zdaniem jest to wielki błąd zwolenników tego mitu, że nie dostrzegają, w pisanej dzisiaj opowieści o „Niezłomnych”, politycznego aspektu tej sprawy. Nic w tym dziwnego, ponieważ często są to kręgi, które z zasady brzydzą się polityką i starają się od niej stronić, pomimo tego, że często znajdują się w samym środku jej bieżącego przebiegu.

Otóż kwestia podziemia antykomunistycznego, biorąc pod uwagę dzisiejsze uwarunkowania geopolityczne Polski i stanu świadomości społecznej polskich mas, rodzi za sobą dwojakie zagrożenia.

O ile, tak jak omówiłem wcześniej w aspekcie społecznym, upominanie się o „prawdę historyczną” i walka z wrzucaniem wszystkich „Wyklętych” do worka pod hasłami „bandyci”, „faszyści”, „karły reakcji” jest słuszna i powinna być nadal prowadzona przez zaangażowanych historyków i działaczy społecznych, o tyle w aspekcie politycznym należy z dużą dozą ostrożności podchodzić do ich kultu. Z jednej strony można podkreślać ich niezłomność w walce o niezależność Polski, ale z drugiej centroprawica i jej przedstawiciele, zarówno ci jawni, jak i ci trochę mniej skorzy do obnoszenia się publicznie ze swoim faktycznym zestawem wyznawanych poglądów, bardzo chętnie od lat 90. wykorzystują  żołnierzy podziemia do przemycania młodym głowom swojej narracji o nieustannej walce Polaków po 1945 roku o znalezienie się w orbicie wpływów amerykańskich.

Jest to niewątpliwie celowa robota polityczna środowiska pipi-prawicy, które za swój geopolityczny fundament postawiło związanie Polski nierozerwalnym, asymetrycznym sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi, a co za tym idzie, idącym z nimi w pakiecie Izraelem. Jest to bardzo duże i rzeczywiste zagrożenie, które obrosło wokół sprawy „Wyklętych”.

Kolejnym, tym razem społecznym, zagrożeniem, które warto dostrzegać w promocji tego kultu jest przekazywanie młodym pokoleniom Polaków wzorca politycznego, w którym bije jednocześnie tętniący romantyzm oraz ułańska fantazja – rzeczy, na które w normalnej polityce, opartej o interes narodowy, nie może być absolutnie miejsca.

„Żołnierze Niezłomni” to jednak nie zbyt trafny przykład etosu straceńczego żołnierza, który na stopie pokojowej, którą mamy i raczej prędko to się nie zmieni, jest dość mało przydatny. Zdecydowanie lepiej byłoby prezentować sylwetki „Wyklętych” od strony ich późniejszego, w wielu wypadkach wybitnego, zaangażowania w odbudowę państwa ze zgliszcz. Taką postacią niewątpliwie jest Bolesław Piasecki, ale poza nim mamy mnóstwo przykładów „leśnych”, którzy po okresie walki ze stalinizmem odłożyli karabin i wzięli do ręki młot, deskę kreślarską czy kierownicę ciągnika – aktywnie przyczyniając się do poprawy bytu narodowego. Sam miałem przyjemność poznać osobiście, tuż przed jego śmiercią, kombatanta Narodowych Sił Zbrojnych, który zachowując swoje narodowe ideały, pracował w PRL w bardzo kluczowym obszarze energetyki jądrowej.

„Żołnierze Wyklęci” to setki, a w zasadzie tysiące życiorysów, w których można znaleźć blaski i cienie trudnych lat wojennej zawieruchy, która dotknęła naszą Ojczyznę w latach 40. minionego wieku. Wielu wykazało się heroizmem w walce z niemożliwym do pokonania wrogiem, niektórzy zdeprawowali się warunkami, które ich stworzyły. Niemniej warto pamiętać o żołnierzach podziemia antykomunistycznej przez wzgląd na ich wpływ na okres stalinowski. Komunistyczni kaci doby powojennej musieli jednak liczyć się z ludźmi, którzy z bronią w ręku starali się zmieniać niemożliwe.

W dzisiejszej  polityce trudno znaleźć dla nich rozsądne miejsce, ale w pamięci społeczeństwa warto przypominać o losach tych ludzi, którzy wbrew czerwonej propagandzie wywodzili się z ludu pracującego i wyrażali rachunek krzywd, które zostały wyrządzone przy ustanowieniu Polski Ludowej. Tak jak trudno jest, patrząc z punktu widzenia narodowo-socjalnego, potępiać w czambuł okres PRL, tak też „Wyklęci” mogą być godną wspominania przez nas kartą. O ile rozpatrujemy ich jako fenomen tych skomplikowanych i przeszłych czasów, a nie przekładając ich spojrzenie i czyny na sytuacje Polski w kończącym się drugim dziesięcioleciu XXI wieku. Ta Polska jest już zupełnie inną.

Krystian Jachacy,

Praca Polska Warszawa