Strona główna > Artykuły
Sądy nad antysystemowcami
Opublikowany 13 stycznia 2018

Dzieje się to przy silnych protestach ze strony Unii Europejskiej, demoliberalnej opozycji, a z drugiej strony milczącej bądź często jaskrawie entuzjastycznej postawie sił dotychczas kontestujących scenę polityczną III RP – nazywanych zbiorczo „antysystemowymi”.
Czy dostrzegając potrzebę radykalnych zmian w Polsce można z sympatią odnosić się do działań Prawa i Sprawiedliwości, które wprowadziło wiele znaczących mian do naszego życia publicznego? Czy może należy na nie patrzeć z rezerwą, a może nawet otwarcie przeciw nim protestować?
Bezkrytyczna postawa w polityce jest cechą osób słabo w niej rozeznanych. Szczególnie środowiska oparte o młodzież często popadają w ślepe zapatrzenie w określone idee bądź przywódców, którzy przeważnie wykorzystują naiwność młodych, niedoświadczonych zwolenników w celu realizacji dążeń politycznych. Nie inaczej dzieje się dzisiaj w naszym kraju gdzie od dobrych kilku lat mamy do czynienia ze wzrostem wśród młodzieży zainteresowania sprawami publicznymi i upowszechnieniem się wśród niej postaw narodowych, patriotycznych, jak również wolnościowych. Część z tych osób czynnie angażuje się w działalność społeczno-polityczną. Co można u nich zaobserwować w kontekście ich stosunku do rządów PiS?
W lipcu 2017 roku Dziennik Gazeta Prawna przeprowadził sondaż, w którym aż 63,4% respondentów w przedziale wiekowym 18-24 lata wskazało na PiS. Jest to jedynie sondaż, ale mając rozeznanie wśród „antysystemowej” młodzieży nie trudno zauważyć spore poparcie dla działań władzy.
Nie jest to również zadziwiające z tegoż względu, że partia rządząca od dłuższego czasu starała się pozyskać młodych ludzi, szczególnie o poglądach narodowych, ponieważ sama nie dysponuje młodymi kadrami, które mogłyby wypełnić wąską ławkę rezerwowych dla PiS-owskich zarządów spółek skarbu państwa czy nawet ław poselskich. Ugrupowanie, które chce długo rządzić państwem musi zadbać o dopływ świeżej krwi.
Rządzący postawili w tej kadencji na kilka obszarów reform państwa, których naprawa ma zapewnić im reelekcje w następnych wyborach w 2019 roku. Jest to polityka socjalna, reforma sądownictwa i kroczące z nią wzmocnienie centralnej władzy rządu, a także reforma służby zdrowia i notorycznie przekładana repolonizacja mediów. Przyjrzyjmy się szczególnie tej drugiej – zmianom na polu sądowniczym, ponieważ program 500+ oraz inne aspekty polityki prorodzinnej zostały do tej pory omówione bardzo szeroko w środowisku narodowym i w zdecydowanej większości są słusznie popierane jako wyraźna zmiana względem poprzedniej ekipy rządzącej.
Sądownictwo jest bodaj jedną z najmocniej krytykowanych sfer życia publicznego od przemian ustrojowych roku ’89 aż po dzień dzisiejszy. W badaniach opinii publicznej władza sądownicza jest mocno krytykowana szczególnie za długie rozpatrywanie spraw, wysoki stopień korupcji oraz kastowość. Dość powszechnym przekonaniem, które szczególnie mocno wybrzmiało podczas siłowego wprowadzania zmian na tym polu przez Prawo i Sprawiedliwość, jest silne zaangażowanie środowisk sądowniczych w popieranie demoliberalnej opozycji, a także wychodzące od sędziów przekonanie o ich wyjątkowości. Co dość skrzętnie wykorzystała władza, za pomocą podporządkowanych sobie mediów publicznych, uderzając w „sędziowskie kasty” i przekonując Polaków do konieczności wprowadzania zmian w sądownictwe w zaproponowanym przez Zjednoczoną Prawicę kształcie.
Tylko czy mając świadomość znaczących nieprawidłowości w sądownictwie od wielu lat, jako zwolennicy zachowania w dobie globalizacji silnego państwa narodowego i jednoczesnego zwiększania wpływu Narodu na władzę, mamy popierać reformy zaproponowane przez obecną władzę?
Zmiany w sądownictwie zaczęły praktycznie od razu po przejęciu przez PiS władzy od poprzedzającego je medialnego ataku, następnie przejęcia, a na końcu sparaliżownia prac Trybunału Konstytucyjnego, który obecnie w żaden sposób nie jest, jako kluczowa instytucja kontroli władzy wykonawczej, poważany, a jego aktualne działania są powszechnie uznane za inspirowane przez władzę. Co warto zaznaczyć nie miało miejsca nawet za rządów koalicji PO-PSL i było pierwszym symptomem pacyfikacji i podporządkowania władzy sądowniczej przez rząd PiS-u. W lutym 2016 roku większość parlamentarna przegłosowała reformę prokuratury, której najważniejszym elementem było połączenie funkcji Ministra Sprawiedliwości oraz Prokuratora Generalnego. Tak jak można zgodzić się z ujednoliceniem poszczególnych jednostek organizacyjnych czy wprowadzeniem postępowań przygotowawczych w formie elektronicznej, tak trudno z aprobatą przyjąć zasadniczną zmianę – połączenie funkcji politycznej Ministra z funkcją Prokuratora Generalnego. W latach 2010-2016 Prokuratora Generalnego powoływał Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej spośród dwóch kandydatów zgłoszonych przez Krajową Radę Sądownictwa i Krajową Radę Prokuratury i było to rozwiązanie o wiele bardziej neutralne i demokratyczne.
Obecnie Prokurator Generalny może jako przedstawiciel obozu władzy, a co już ma miejsce, zwalczać i eliminować z prokuratury osoby niewygodne dla władzy, a także ma możliwość nadzorować i zaglądać do akt sprawy toczącej się wobec przeciwnika rządu. W zasadzie ta reforma daje władzy wolną rękę na polu oskarżania i prowadzenia pod sąd osoby wobec, których czuje zagrożenie bądź chce uciszyć ich sprzeciw przeciwko swoim decyzjom.
Sądy powszechne również znalazły się w polu zainteresowań Jarosława Kaczyńskiego jako kolejna przeszkoda na drodze przebudowy państwa. Choć Prezydent RP Andrzej Duda w lipcu 2017 roku zawetował ustawy rządowe o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym to po paru miesiącach i pewnych zmianach w ich treści podpisał je i mogły one wejść w życie. W tym przypadku znowuż mieliśmy do czynienia ze złamaniem zasady trójpodziału władzy i w przypadku reformy KRS mamy do czynienia ze zmianą metody wyboru 15 jej członków przez środowiska sędziowskie na polityczną większość sejmową i zgłaszanie kandydatów doń przez kluby poselskie. Równie mocno upolityczniony zostanie Sąd Najwyższy, w którym zmiany, zawarte w ustawie przegłosowanej przez rząd, przewidują daleko idące możliwości ingerencji w skład SN dokonywane przez Ministra Sprawiedliwości i Prezydenta RP.

Trudno jest zaprzeczyć, że mamy do czynienia od przeszło 2 lat, jak wykazałem wyżej, z daleko idącą, często sprzeczną z obowiązującą Ustawą Zasadniczą, konsolidacją władzy w rękach rządu kosztem autonomii i niezależności władzy sądowniczej. Jest to poważne naruszenie trójpodziału władzy stanowiącego podstawę systemu demokratycznego, który deklaratywnie w Polsce funkcjonuje od upadku PRL.
W tym miejscu pojawia się zapewne pytanie czytelnika nie przykładającego wagi do obecności demokracji w Polsce bądź nastawionego do niej z pogardą: i cóż z tego, że PiS podporządował sobie sądy? Przecież walczy z liberalną opozycją, realizuje swoje obietnice na polu odbudowy przemysłu i polityki socjalnej, a także zabiega, z różnych skutkiem, o polską niezależność w ramach Unii Europejskiej.
Rozumiem takie stanowisko jako program minimum i pewien rodzaj pragmatyzmu politycznego – realizacji części postulatów narodowych i socjalnych rękami władzy. Tylko czy zmiany w kilku obszarach naszego życia zmieniają jego istotę? A czy wprowadzając np. dobry program 500+ bez innych zmian w polityce socjalnej uzyskamy od razu całkowite odwrócenie negatywnego trendu? Oczywiście, że tak to nie działa.
I również w ten sposób należy rozpatrywać rewolucyjne wręcz zmiany jakie dotknęły w tej kadencji sądy. Podkreślam jednostkę czasową, w której to się dzieje jako kadencje, ponieważ wielu krytyków III RP najwyraźniej zapomniało, że jest to państwo słabej, ale jednak demokracji ze wszystkimi tego wadami i zaletami. Mamy więc określony czas jaki zwycięska partia otrzymuje na rządzenie krajem. Po niej do władzy przychodzi następna partia lub koalicja partyjna, która najpewniej zmieni dotychczasową politykę państwa w imię swojego programu i swojej wizji.
Tyle, że opisane wyżej reformy sądownictwa są wybitnie niekorzystne z punktu widzenia konsekwentnej oraz radykalnej opozycji wobec systemu III RP i z jej perspektywy powinne być rozpatrywane w kategoriach jeszcze silniejszego zacementowania sceny politycznej w Polsce.
Jeśli ktoś poważnie myśli o zerwaniu z polityką ukształtowaną przy Okrągłym Stole w Magdalence i chciałby być motorem napędowym takiej nowej siły musi się liczyć z tym, że rządzący obóz zjednoczony wokół Jarosława Kaczyńskiego uzyskał narzędzia do rozprawienia się z realnym zagrożeniem wobec swojej pozycji. Identyczna sytuacja zachodzi w przypadku przegrania przez PiS wyborów i dojścia do władzy liberalnej opozycji, z lewicą bądź bez niej.
Czy naprawdę można nie liczyć się z tym, że te zmiany zostaną przez nią wykorzystane do rozprawy np. z wrogimi sobie nacjonalistami? Trzeba być wyjątkowo naiwnym lub pozbawionym ambicji do realnej walki o interes Narodu żeby będąc bliskim idei narodowej popierać pozyskanie tak silnego arsenału przeciw radykalnym opozycjonistom. Nie można być deklaratywnie antysystemowym i jednocześnie, krótkowzrocznie wspierać władzę, która bezpardonowo i w majestacie prawa dąży do całkowitego uszczelnienia głównego nurtu polskiej polityki. Przy radosnym aplauzie i zadowoleniu środowisk, przed którymi zasuwa się bramy do publicznych instytucji, w których można efektywnie dbać o dobro i interes Narodu. W takiej sytuacji nie pozostanie nam nic innego jak wyważenie tych bram, ale bezpieczniej to robić bez osób, które w tym dopomogły.
Krystian Jachacy,
Praca Polska