Strona główna > Artykuły

Stocznia Szczecińska jest rządową fikcją?

Opublikowany 10 kwietnia 2019

Rzeczpospolita Polska, w wyniku ustaleń pokojowych zawartych w 1945 roku, stała się pierwszy raz, nie licząc okresu Piastów i zależności Pomorza od ich władzy – państwem z pełnym i szerokim dostępem do Morza Bałtyckiego. Dzięki uzyskaniu od pokonanej III Rzeszy Niemieckiej terenów Wolnego Miasta Gdańska, Warmii i Mazur oraz Pomorza Zachodniego na czele z miastem Szczecinem, ustanowiono ogromną jak na nasze dzieje długość linii brzegowej, która wraz z zalewami Szczecińskim i Wiślanym wynosi 770 km. Tak wielki dostęp do morza to z jednej strony wielkie perspektywy, ale z drugiej ogromne wyzwanie – jak efektywnie zagospodarować ten obszar dla rozwoju kraju i dobrobytu mieszkańców regionu nadmorskiego?

Zakłady szkutnicze powstały w niemieckim Szczecinie jeszcze w XVIII wieku. W XIX wieku ich dynamiczny rozwój doprowadził do rozbudowy infrastruktury stoczniowej m.in. na obszarze dzisiejszego osiedla Drzetowo-Grabowo, na którym stworzono jedną z najnowocześniejszych stoczni statków stalowych na ówczesnym terenie Niemiec. Niestety Wielki Kryzys pod koniec lat 20. zniszczył szczeciński przemysł stoczniowy, który odżył dopiero w okresie II Wojny Światowej poprzez wzmożony popyt III Rzeszy na okręty wojenne. Stało się to także późniejszym przekleństwem niemieckiej stoczni, ponieważ szczególnie w 1944 roku była intensywnie bombardowana przez zachodnich aliantów, a w 1945 roku została poddana ostrzałowi artylerii podczas sowieckiego oblężenia miasta. Ostatnim akordem niemieckiej części historii stoczniowej w Szczecinie były powojenne grabieże i wywózki infrastruktury do Związku Radzieckiego.

Dopiero 5 lipca 1945 roku Polacy ostatecznie ustanowili swoje rządy w portowym mieście. Ten moment zapoczątkował okres powojennego rozwoju Stoczni Szczecińskiej, która do 1950 roku podlegała pod zarząd zjednoczenia branżowego – Zjednoczonych Stoczni Polskich, a po 1950 uzyskała od nich niezależność jako przedsiębiorstwo państwowe, nazwane 9 lat później imieniem Adolfa Warskiego. Stocznia w okresie PRL potrafiła zatrudniać kilkanaście tysięcy robotników i produkować statki dla wielu armatorów z całego świata, także spoza bloku komunistycznego. Kadra stoczni była też aktywnym inicjatorem strajków związkowych, wysuwających żądania poprawy bytu robotników przez władzę PZPR.

W tej formie stocznia funkcjonowała do 1990 roku, w którym to, w ramach prywatyzacji, została przekształcona w spółkę akcyjną Stocznia Szczecińska S.A., która w latach 90. odnosiła spore sukcesy finansowe, utrzymując wysoki stopień produkcji przy jednoczesnym notowaniu wysokich zysków z budowy statków.

 W ostatniej dekadzie XX wieku zbudowano 190 statków wartych razem ponad 4 mld dolarów, zainwestowano 270 mln w rozwój, a państwo zyskało na pracy stoczni ok. 300 mln z tytułu różnych podatków i ZUS-u.

Niestety w okresie 1998-2002 wystąpił ogólnoświatowy kryzys na rynku stoczniowym i ta dobrze prosperująca spółka, po odmówieniu przez ówcześnie rządzącą koalicję SLD-UP-PSL wsparcia w uzyskaniu kredytowania, w dość kontrowersyjnych okolicznościach, upada w czerwcu 2002 roku. Krzysztof Piotrowski, były prezes stoczniowego holdingu, został aresztowany pod zarzutem sprzeniewierzenia kilkudziesięciu milionów złotych, by po 6 latach zostać oczyszczonym z zarzutów, a rząd SLD-UP przejmuje stocznie poprzez nacjonalizacje i utworzenie z jej spółki-córki nowego podmiotu – Stocznia Szczecińska Nowa Z.O.O.

W tej nowej formie prawnej Stocznia Szczecińska notuje coraz większe straty ze względu na brak inwestycji oraz wdrożeniu restrukturyzacji polskich stoczni. Rząd centrolewicy, kierowany przez Leszka Millera, nie zdecydował się m.in. podjąć negocjacji o wyznaczenie okresu przejściowego w traktacie akcesyjnym z Unią Europejską w obszarze przygotowania polskiego przemysłu stoczniowego wobec wymagań i standardów prawa unijnego, a przede wszystkim w zakresie dostosowania do prawa UE gwarancji zwrotu zaliczek armatorskich, które są udzielane przez KUKE – państwowe przedsiębiorstwo ubezpieczeniowe, które ubezpiecza transakcje handlowe polskich przedsiębiorców w relacjach z zagranicznymi.

Stocznia jest przez siedem kolejnych lat rządów centrolewicy, rządu koalicji Samoobrona-LPR-PIS, a na koniec PO-PSL umierającym bytem, który pochłania coraz większe ilości państwowych środków, bez skutecznego wyleczenia jej bolączek przez zmieniające się rządy.

W listopadzie 2008 roku Komisja Europejska uznała, że publiczna pomoc dla polskich stoczni łamie zasady „wolnego rynku” i zgodnie z zaleceniami Brukseli rząd PO-PSL przyjął tzw. Specustawę Stoczniową, która umożliwiła wyprzedaż majątku stoczniowego, a co za tym idzie jego ostateczną likwidację. W styczniu 2009 stocznia wstrzymuje finalnie swoją produkcję i 4,5 tys. pracowników wykwalifikowanych pracowników zawodów przemysłu stoczniowego zostaje zwolnionych. Majątek stoczni zostaje przejęty przez syndyka, która ma na koncie z tego tytułu aż ok. 0,5 mld złotych.

W listopadzie 2010 Towarzystwo Finansowe Silesia przejęło tereny stoczniowe, a w marcu 2011 zaczyna ono podpisywać umowy na dzierżawę z firmami, które zaczynają prowadzić swoją działalność na obszarze dawnej stoczni szczecińskiej.

Co ciekawe w styczniu 2019 Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał na pięć lat więzienia byłego prezesa Towarzystwa Finansowego Silesia Wojciecha B., oskarżonego o wielomilionową niegospodarność. Najważniejszy zarzut wobec niego dotyczył podpisanej w lipcu 2011 r. umowy dzierżawy terenów stoczni.

W 2011 obiekty zostały przez TF Silesia wydzierżawione śląskiej spółce Kraftoport, która początkowo deklarowała wznowienie produkcji statków, ale szybko jej obietnice okazały się fikcją. TF Silesia zwróciła się do sądu o odzyskanie nieruchomości i unieważnienie dzierżawy, co udało się dokonać w 2013 roku, w którym ustanowiono funkcjonujący do dziś Szczeciński Park Przemysłowy. Warto podkreślić, że wspomniany SPP zagospodarował tereny stoczniowe na działalność często niekoniecznie związaną z branżą stoczniową czy nawet przemysłem. Na terenie postoczniowym powstał np. supermarket Biedronka. W kwietniu 2016 roku SPP powołał Szczecińskie Konsorcjum Okrętowe, które zgromadziło 81 firm działających na tym obszarze.

Rząd Zjednoczonej Prawicy, jeszcze będąc w opozycji, przez wiele lat podnosił temat upadku stoczni, obwiniając za jej katastrofę rządy PO-PSL oraz SLD, zapominając o swoim 2-letnim koalicyjnym, sprawowaniu władzy w latach 2005-2007.

Wielu byłych pracowników stoczni oraz Szczecinian – liczących na gospodarcze odrodzenie realnego przemysłu stoczniowego, a nie rozdrobnionego podwykonawstwa, które często nie ma żadnego związku z przemysłem stoczniowym – uwierzyło w zapewnienia rządu tzw. Dobrej Zmiany.

Wraz z początkiem 2017 weszła w życie ustawa o aktywizacji przemysłu okrętowego i przemysłów komplementarnych. Zakłada ona stosowanie zerowej stawki VAT na produkcję, import, części i wyposażenie dla jak najszerszego katalogu jednostek pływających. Pod koniec stycznia 2017 Towarzystwo Finansowe Silesia sprzedało Stocznię Szczecińską za 100 mln zł Funduszowi Inwestycyjnemu Mars, który podlega pod Polską Grupę Zbrojeniową.

Można w tym miejscu podsumować, że Stocznia Szczecińska, a raczej jej infrastruktura, ponieważ Park Przemysłowy, rozbity na dziesiątki firm, które produkowały jedynie części statków, nie może być określony jako pełnoprawna stocznia zdolna do samodzielnego budowania statków, znów trafiła w ręce państwowe z woli PiS.

Jak więc wygląda szumnie ogłaszana przez władze odbudowa stoczni szczecińskiej?

W styczniu 2018 roku nowe władze SPP zmieniły  w dokumentach i materiałach nazwę na „Stocznia Szczecińska”. Ta decyzja została z miejsca uznana przez wielu za bezpodstawną, ponieważ w sądzie ma toczyć się spór o prawo do używania nazwy. Dopiero po 9 miesiącach KRS zarejestrował nową nazwę.

Nie zmienia to nadal faktu, że sama nazwa, której powrót miał pokazać sukcesy władzy w odbudowie stoczni, jest sprawą wciąż nierozwiązaną, ponieważ aż 3 podmioty jednocześnie używają w Krajowym Rejestrze Sądowym nazwy „Stocznia Szczecińska” – SPP, SA oraz Porta Holding. Nie jest jasne jak zakończy się ten aspekt sprawy.

23 czerwca na pochylni Wulkan Mateusz Morawiecki położył stępkę pod budowę nowego promu dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Przy okazji aktualny premier zapewniał, że:

Przyjechaliśmy tutaj, żeby dać z powrotem nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej i dać konkretne zamówienia, stworzyć popyt na statki. Może też na okręty, które będą tutaj budowane. Jest to dla nas kluczowa część całej wielkiej strategii reindustrializacji Polski, polskiej gospodarki.

Jednakże Rafał Zahorski, ekspert ds. gospodarki morskiej, w wypowiedzi dla Gazety Wyborczej podsumował sytuację tak:

To, co się stało na pochylni Wulkan w Szczecinie, można porównać do położenia kamienia węgielnego pod budowę domu, na który nie ma jeszcze projektu, nie mówiąc o pozwoleniach. Położenie stępki to był teatr, w którym stocznia mająca zbudować prom musiała do zespawania prostej konstrukcji wziąć podwykonawcę. Szumnie rozpoczęta przez rząd budowa promu w Stoczni Szczecińskiej to fikcja bez dokumentacji i pozwoleń.

Termin powstania promu „Batory” jest notorycznie przesuwany i można odnieść wrażenie, że jest jak kamień Syzyfa – będzie wieloletnią, niespełnioną obietnicą impulsu dla polskich stoczni. Piękne sceny, zaprojektowane zapewne pod wieczorne Wiadomości TVP, okazują się jedynie pustymi gestami, które mają zapewnić społeczeństwo o pełnym zaangażowaniu obecnej władzy w odbudowę przemysłu stoczniowego, która jest zwykłą fikcją.

Jeśli chcemy sprawdzić, jakie realnie funkcje gospodarcze spełnia podmiot, nazywany „Stocznią Szczecińską" (SPP), wystarczy wejść na jego stronę internetową: stocznia-szczecinska.pl

Znajdziemy tam informację, że preferowanymi sektorami na terenie postoczniowym jest „offshore” oraz przemysł stalowy. Bardziej w tym miejscu pasowałby "offshoring", ponieważ terene postoczniowe są użytkowane z korzyścią dla zagranicznych firm jako podwykonawstwo czy też jak wspomniana wyżej Biedronka, a nie jako szumnie obiecywana Stocznia Szczecińska.

Rząd Zjednoczonej Prawicy, na czele z Jarosławem Kaczyńskim i Mateuszem Morawieckim, próbuje cyklicznie pokazać swoje sukcesy związane z pozorowanym odrodzeniem szczecińskiego przemysłu stoczniowego, nie jest trudno dostrzec, że:

– Szczeciński Park Przemysłowy zmieniający nazwę na sporną „Stocznię Szczecińską”;

– podmioty skarbu państwa, które wykonują różne działania (przekształcenia, zmiany urzędów nadzorujących) wokół majątku postoczniowego;

– nadmuchane medialnie kontrakty na statki dla SPP, realizowane przez firmy wchodzącego w jego skład, a będące jedynie namiastką poważnej budowy jednostek pływających, zbliżone do podwykonawstwa

To wszystko jedynie namiastka tego, co było obiecane przez obecną władzę. Co więcej, PiS jako ugrupowanie popierające obecność i aktywne uczestnictwo Polski w Unii Europejskiej, musi zdawać sobie sprawę, że używane przez niego państwowe zaangażowanie w pozorowaną odbudowę stoczni, może po raz kolejny zwrócić uwagę Komisji Europejskiej i zostać uznane za działanie sprzeczne z zasadami prawa unijnego o konkurencji rynkowej.

Czy w takiej sytuacji PIS, krytykujący niegdyś rząd PO-PSL w takiej samej sytuacji, ulegnie naciskom UE czy postawi się po stronie polskiego pracownika, który czeka w regionie szczecińskim oraz innych regionach nadmorskich na rzeczywistą pracę? Nie jest trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie. Należy zatem wywierać jak najsilniejszą presję na rządzących, aby podjęli oni realne działania na rzecz gospodarki stoczniowej Szczecina i zapewnili pracę tysiącom dawnych oraz przyszłych pracowników tej kluczowej branży.

Krystian Jachacy,

Praca Polska