Strona główna > Artykuły

Syndrom warszawski

Opublikowany 12 marca 2019

Po erozji Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich oraz rozwiązaniu jego polityczno-wojskowego izotopu w postaci Układu Warszawskiego, Polska postawiona została przed wyzwaniem ponownego ukształtowania własnego systemu bezpieczeństwa narodowego. Na kanwie transformacyjnych przemian systemowych, wśród zarówno nowych, jak i przefarbowanych elit politycznych poprzedniego systemu, pojawiło się pytanie o miejsce Polski w nowych, postsowieckich realiach.

Pomysłów na kształtowanie polskiego systemu bezpieczeństwa początkowo było kilka – poza koncepcją integracji ze światem Zachodu poprzez włączenie Polski do struktur NATO, rozważano także możliwość kształtowania wspólnego systemu bezpieczeństwa z innymi państwami regionu (pod uwagę brano przede wszystkim państwa Grupy Wyszehradzkiej) lub dalszą współpracę z państwami byłego bloku wschodniego; a także koncepcje pełnej neutralności w modelu szwajcarskim.

Po początkowych wątpliwościach polscy decydenci polityczni finalnie obrali i konsekwentnie realizowali kierunek zachodni, rozpoczynając negocjacje zarówno z Sojuszem Północnoatlantyckim, jak i z Unią Europejską, doprowadzając do włączenia Polski do obydwu organizacji w 1999 i w 2004 roku. Dołączając do NATO, Polska stała się członkiem najpotężniejszej światowej organizacji o charakterze militarnym, co miało (i do dziś ma) przełożenie na całokształt polskiego systemu bezpieczeństwa. W tej rzeczywistości NATO jawi się jako gwarant naszego bezpieczeństwa i naszej suwerenności, a interes Sojuszu jest tożsamy z polskim interesem narodowym.

Istotnie, włączenie Polski do struktur NATO (w pewnym stopniu) zagwarantowało Polsce bezpieczeństwo, gdyż zabezpieczyło nasz kraj przed największym i najbardziej bezlitosnym agresorem współczesnego świata – Stanom Zjednoczonym; jednakże tym samym uzależniło nas od Waszyngtonu i podporządkowało nasze interesy interesom obcych mocarstw. Czasami nasze interesy mogą być zbieżne, jednakże znacznie częściej (zwłaszcza ostatnio) są przeciwstawne, a charakter relacji pomiędzy polskimi i amerykańskimi aktorami politycznymi określić można bardziej jako "feudalny", niż "partnerski".

Po rozpadzie dwubiegunowego systemu światowego bezpieczeństwa, NATO straciło swój pierwotny wymiar i stało się narzędziem do realizowania amerykańskich interesów. W takiej grze graczem są Stany, a państwa takie jak Polska są zaledwie pionkami o różnej i zmiennej wartości. Na arenie międzynarodowej są więc rozgrywający, rozgrywani, a także państwa aspirujące do roli rozgrywających. O ile można powiedzieć, że w polityce najważniejsze nie są zaspokajane ambicje, a realne korzyści; to należy zwrócić uwagę na zagrożenia jakie niesie ze sobą rola pionka rozgrywanego na geopolitycznej mapie świata. W amerykańskich doktrynach politycznych nie ma miejsca na sentymenty i emocje, jest za to bardzo dużo kalkulowania i czystego pragmatyzmu. Na ile sposobów rozegrać można pionek taki jak Polska, a ile z nich będzie rozwiązaniem obliczonym przede wszystkim na korzyść naszego narodu? Biorąc pod uwagę fakt, że problem z prawidłową identyfikacją naszego interesu narodowego jest wśród polskiej klasy politycznej czymś powszechnym, na heroiczne akty dobrej woli zza oceanu liczyć nie można; a i jak to mówią bardziej zapobiegliwi: historia lubi się powtarzać.

Poza zabezpieczeniem naszego kraju ze strony Zachodu, NATO daje nam papierowe gwarancje sojusznicze, które w obliczu konieczności ich dotrzymania bardzo szybko mogą zostać zweryfikowane przez rzeczywistość. Iluzja nietykalności wydaje być się tak trwała, że polskie elity polityczne (na czele ze środowiskiem skupionym wokół obozu PiS) bardzo często wychodzą przed szereg i uprawiają nie tylko antyrosyjską demagogię, lecz także ryzykowne ruchy takie jak popieranie antyrosyjskich ruchów politycznych w krajach i republikach byłego Związku Radzieckiego. "Za wolność naszą i waszą" – tak to szło?

Politykom z Warszawy zawsze bardzo łatwo przychodziło rzucanie górnolotnymi frazesami o wolności, godności i honorze – to przecież nie oni będą stać w pierwszym szeregu, gdy już zacznie się rzeź. Szkoda tylko, że gdy podczas rozmów z amerykańskimi dyplomatami owe frazesy chowane są głęboko w kieszeni, tej samej z której wyciągane są co cztery lata hasła mówiące o tym, że "Polska wstaje z kolan".

Jak pokazują ostatnie wydarzenia w aspekcie stosunków polsko-amerykańskich i polsko-izraelskich, Polska już nie klęczy, Polska leży z nogami rozkraczonymi od Szczecina po Przemyśl. Szmacona ustami amerykańskich i żydowskich polityków, Polska wydaje miliardy na amerykański szrot wojskowy, finansuje bazy dla amerykańskich żołnierzy, rujnuje swoje stosunki bilateralne z państwami takimi jak Chiny czy Iran i od czasu do czasu gniewnie zaciska pozostałości zębów, gdy Netanjahu lub Katz powiedzą o dwa słowa za dużo.

W dwudziestą rocznicę przystąpienia Polski do NATO zadajmy sobie pytanie, czy tak wyglądająca iluzja niepodległości i niezależności tak wiele różni się od tej, którą dawał nam nasz Wielki Brat ze Wschodu?

Michał Stefaniak,
Praca Polska Lublin